Pod koniec pobytu w Stoczku Ksiądz Prymas zrobił taki bilans: „Nacierpieliśmy się tutaj wskutek ciężkiej zimy, wilgotnego domu, stęchlizny całego parteru, która docierała na górę, uporczywych wiatrów od morza, które trwały kilka miesięcy letnich, niemal bez przerwy, zimnicy i lichych pieców, dymiących potwornie... Siostra nabawiła się chronicznego kataru, ksiądz ischiasu [rwa kulszowa – red.], a ja reumatyzmu nóg, które miałem zmarznięte, nawet latem, od podłogi. To była strona sanitarno-zdrowotna naszego bytowania w Stoczku.
Strona duchowa przedstawiała się znacznie lepiej. Nasza kapliczka żyła. Pan Jezus mieszkał w futerale na kielich; odprawialiśmy Mszę świętą bez portatylu. (…). Odprawialiśmy dość często Msze śpiewane. Krzepiliśmy ducha swojego nowennami. Żyliśmy w ciągłej modlitwie, która pokonywała wszystkie nasze bóle, smutki i zawody. (…). Chociaż usposobienia nasze są tak różne, to jednak wspólna modlitwa, wspólne ranne rozmyślania, które prowadziłem na głos według mszału benedyktyńskiego, wieczorny różaniec – te siły jednoczyły i zespalały. Modliliśmy się wiele za naszych opiekunów, których nie uważaliśmy za naszych nieprzyjaciół.
Było nam serdecznie żal tych ludzi, gdy spędzali całe noce na wartowaniu «przy kasie». Gdyby mogli nam zaufać, poszliby spokojnie spać. Ale «nie mogli» pomimo mego oświadczenia, złożonego komendantowi, że domu tego nie opuszczę bez pozwolenia wyraźnego, choćby wszystkie drzwi stały otworem. Niszczyli więc czas i zdrowie na tym bezrozumnym wysiadywaniu na korytarzach, pilnując ludzi, którzy nie mieli wcale zamiaru uciekać. Widok ten i smucił, i bawił. Podobnie jak bawiły nas festony drutów i kabli, którymi spowite były słupy wysokiego parkanu. Nieraz myślałem: albo jestem tak groźny, albo tak wielki przestępca, że tego nie rozumiem, albo też – strach ma wielkie oczy”.
W dniu 6 października 1954 roku po ujawnieniu przez Radio Wolna Europa miejsca przetrzymywania Prymasa Polski, władze zdecydowały o przewiezieniu go do klasztoru franciszkanów w Prudniku Śląskim, potem do Komańczy. Został uwolniony dopiero 28 października 1956 roku i wrócił do Warszawy. Więzienie Prymasa jest czytelnym znakiem bolesnej drogi Kościoła w Polsce po II wojnie światowej, a zarazem miejscem refleksji nad ceną, jaką trzeba czasami zapłacić za wierność Chrystusowi. Przykład Prymasa Tysiąclecia uczy też bezgranicznego zawierzenia Matce Bożej.
Opracowanie:
Ks. Wojciech Sokołowski MIC - Kustosz Sanktuarium